niedziela, 20 stycznia 2013

Bez tytułu (4)


Okazało się, że złota skóra węża tylko zaślepiła mnie i odurzyła, wywiodła w pole, okłamała. Smutna prawda jest taka, że człowiek przyzwyczaja się do tych rzeczy, które kocha, które dają mu radość i spełnienie, które są jego wyborem lub losem. Chłopiec wychowywany przez małpy stał się małpą, kobieta urodzona z garbem jest kobietą z garbem, Ewunia, która ma rodziców alkoholików, jest Ewunią, dzieckiem alkoholików. To jest proste jak konstrukcja wiadra, jak jedzenie nożem i widelcem, jak sikanie do dziury, jak to, że ręka to ręka, a głowa to nie dupa. Hallo.
            Ale tego dnia i tak miało być inaczej.
            Szłam powolutku, nie przejmowałam się deszczem, ani tym, że jego krople rozmazują moje żółciutkie żonkile, które mamusia namalowała mi na policzkach. O niczym konkretnym nie myślałam, po prostu szłam, noga za nogą… trans i monotonia. Nasłuchiwałam, zawsze czujna i gotowa do skoku, tak jakby było możliwe usłyszeć cokolwiek daleko od domu. W szkole, w parku, na wycieczce klasowej, na basenie, zawsze nasłuchiwałam niepokojących odgłosów z domu. No i doczekałam się. Przechodząc pod oknami usłyszałam krzyk, krótki, zaledwie jedna nuta, ale zmroził mnie i stanęłam jak wryta, całe moja ciało zamieniło się w głaz, nie mogłam zrobić najmniejszego kroku, wykonać gestu, poruszyć w jakikolwiek sposób. Mój sen się ziścił. Z oczu popłynęły łzy, gdyby w tym momencie ktoś dotknął mojego ciała, poczułby lód, byłam zimna, choć w moim ciele wrzała gorąca krew. Byłam unieruchomiona strachem, a w środku, w niewoli bezradnego ciała znajdowały się pokłady energii, umiejętności natychmiastowego działania, czynu i reakcji. Zamknęłam oczy, wdech i wydech, wdech i wydech wdech i wydech. Wbiegłam do mieszkania i widok, który ukazał się moim oczom, nie był czymś nowym, ale pierwszy raz w życiu pokonałam niemoc i przejęłam kontrolę nad własnym ciałem. On leżał na mamusi i bił ją po twarzy, pluł, szarpał za włosy, krzyczał, że jest kurwą, szmatą i dziwką. Mamusia cichutko płakała, jak zawsze z resztą, tak żeby nikt nie usłyszał. Kontem oka zobaczyłam, że na stole w kuchni leży duży nóż, którego tatuś używał do patroszenia ryb. Mój tatuś był wędkarzem, całymi godzinami przesiadywał nad pobliskim stawem i łowił ryby. ,,To moje hobby. Powtarzał. ,,Każdy kulturalny i wykształcony człowiek powinien mieć jakąś pasję”. Chwyciłam za nóż, jego ostrze było szerokie i srebrzyste, przejrzałam się w nim, uśmiechnęłam. Podeszłam do tego sukinsyna cichutko jak myszka. Umiałam to doskonale. W moim domu zawsze panowała cisza, cisza przed burzą. W jednej krótkiej chwili chwyciłam go za włosy i pociągnęłam do tyłu, w prawej ręce spoczywało narzędzie zbrodni, którym poderżnąłem mu gardło. Cięcie było głębokie, od końca lewego ucha, do prawego. Zanurzyłam całe ostrze w miękkim mięsie i przebiłam się aż do jabłka Adama. Ciało ojca osunęło się na mamusię, która zaczęła drżeć na całym ciele, a z oczu popłynęły jej łzy. Wysunęła się z pod trupa delikatnie i majestatycznie, uklękła przede mną i splunęła mi w twarz. Wstała, a jej wyprostowane, napięte jak struna ciało, w sposób mistyczny kontrastowało się z moim ciałem, małym, kruchym, zgarbionym. 

       Siedziałam jeszcze przez chwilę przy kurwie, aż przyszła śmierć, i miała zielone oczy, i skórę tak białą, że widać było błękitne nitki, pachniała ziemią, i nie mówiła nic. Śmierć w białej szacie, we mgle i chłodzie poranka, była oddechem, powiewem świeżości, spokojem i ciszą. Podeszła do kurwy i wyciągnęła ku niej długą, kościstą i białą rękę, widać było każdą kostkę, każdą najmniejszą żyłę, i w przejrzystości skóry dostrzec można było przepływającą krew. I ujrzałam jak dusza uchodzi z kurwy, jak gęsta chmura wszystkich barw miesza się ze sobą, pulsuje, rozbłyska i gaśnie; i widziałam w tej kolorowej masie małą dziewczynkę, i blaszanego robota z puszek po konserwach rybnych, miał takie śmieszne oczy, które przy delikatnym ruchu wyskakiwały z oczodołów na sprężynach, i miały źrenice zrobione z kamieni bursztynu. Widziałam dziewczynę w sukience w zielone groszki, i medalik z krzyżykiem, i czerwone usta, i błękitny bez w wazonie, słyszałam śmiech i muzykę, a potem jeszcze park w środku miasta, słoneczniki i oczy pełne łez, był mężczyzna w białym fartuchu, płacz dziecka, widziałam zabłocone buty, i ,,Wściekłość i wrzask Faulknera; widziałam rude włosy, i słyszałam krzyk rozkoszy, i na koniec zobaczyłam swoją twarz, a potem już tylko biel, i zamknęłam oczy. Ciszę przerwało pukanie do drzwi, chwila niepewności i do wnętrza weszły sprawczynie całego zamieszania, którego główną atrakcją okazała się śmierć, czyli nieskromnie, ja. 
,,Nie żyje. Powiedziałam. Moje słowa przedarły się przez ciszę, rozgościły w mózgach wszystkich obecnych niczym strudzony wędrowiec na wygodnym posłaniu; przytuliły się do siebie, by ogrzać mu dłonie i stopy, słowa lekkie jak piórko, ale mrożące krew w żyłach, przeszywające całe ciało lękiem i chłodem, wybijające serce z rytmu, dwa słowa, ,,Nie żyje, a ile emocji wyrytych na twarzach, ile pytać kotłujących się w głowie, ile świadomości i bytów atakujących nieświadomość i niebyt.
,,Nie żyje?. Spytała stara, a jej suche i pogniecione ciało zadrżało, oczy zaszły mgłą i popłynęły z nich łzy. Podbiegła do towarzyszki, do koleżanki z pracy, przyjaciółki, kurwy, złapała ją za ramiona, podniosła i zaczęła potrząsać nerwowo jej zimne już zwłoki. ,,Nie żyje?. Nie żyje!? Nie żyje!!!. Opadła z sił. Usiadła na podłodze przy łóżku i ukryła twarz w dłoniach. ,,Co się tu wydarzyło? Spytała po chwili stara, ale nie zdążyłam udzielić zadowalającej jej odpowiedzi, bowiem zrobił się bałagan, kurwy zaczęły płakać, krzyczeć, podbiegać do denatki, potrząsać nią, przytulać, całować. ,,Cisza!’’ Wrzasnęło straszydło. ,,Zamknijcie się wszystkie natychmiast, ta mała psycholożka ma odpowiedzieć na moje pytanie jeszcze w tym stuleciu. Co tu się do cholery stało?
    ,,Wysoki sądzie, mój mąż był kochającym mężem i ojcem, dobrym, sprawiedliwym i odpowiedzialnym człowiekiem, który nie zasłużył na śmierć z ręki tego małego diabła, Szatana i wcielenia zła w najczystszej postaci. Powiedziała moja mamusia, moja miłość, moje serce. ,,Nie chcę mieć z tym demonem nic wspólnego. Tak powiedziała moja mamusia podczas rozprawy. Nie patrzyła na mnie, nie mówiła o mnie, bo ja, jej Ewunia, już nie istniałam, było tylko to obce dziecko, grzech i zbrodnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz