wtorek, 15 stycznia 2013

Singel 351 (1)



Singel 351 
I
                                                                                 
Singel 351. Adres, nazwa ulicy i numer domu w Holandii, prawdziwej chaty z piekła rodem. Co odróżnia ją od innych holenderskich budynków mieszkalnych? Co sprawia, że jędrne pośladki Evan’a McGregor’a nikną w meandrach i otchłaniach pamięci, a najgorsza chata we wszechświecie jest początkiem, środkiem i celem absolutnie wszystkiego? Mmm? Cóż, zacząć mi trzeba od razu, bo prędzej lodowiec się stopi do reszty, niż historii tej ostatnie przypadki opiszę.
- Cześć Ania, też jestem Wojtek  - Tak właśnie przywitał mnie Wojciech, mogłoby się zdawać, że upalony niczym Witkacy, piszący swoje transcendentalne i metafizyczne ,,Pożegnanie jesieni”, ale niesprawiedliwością byłoby to i oszczerstwem wielkim z mej strony. Wojtek fizjonomią swą w niczym nie przypominał, bowiem Stanisława, nie daję wiary także w zdolności posługiwania się słowem pisanym w stopniu wyższym niż podstawowy, ale przemawia przeze mnie gorycz, gdyż dane mi było spędzić z nim swą pierwszą noc i bynajmniej nie było to najlepszym wstępem dla dobrego pierwszego wrażenia, a w przypadku Wojtka jakiegokolwiek wrażenia; bądźmy szczerzy.
       Nie robi się tak! Młodą, energiczną, przebojową dziewczynę, taką jak ja właśnie, wyruszającą po raz pierwszy na spotkanie z przygodą, powinno się otaczać opieką i chronić przed niebezpieczeństwami jeszcze obcego, wrogiego świata, a nie wysyłać na spotkanie z Wojtkiem. 
          Mózg to najbardziej nieobliczalny organ ludzkiego ciała, kodujący zaskakujące obrazy, wydarzenia, których w żaden sposób nie jestem w stanie kontrolować, czy zweryfikować. Wystarczy, że pomyślę o Wojtku, a nie mogę wymazać z pamięci pochylonej jego sylwetki, miarowo sapiącej w rytm masowania męskiego organu, zwanego również "zamerdaczem". Jestem przekonana, że oglądał dziecięcą pornografię. Cóż, jak się nie ma tego, co się lubi, to się lubi, co się ma; czy jakoś tak. Chociaż, gówno prawda. Pierwsza myśl; przeczytać dokładnie, ze zrozumieniem umowę o pracę. Otóż, jakby to precyzyjnie określić, kurczę, no, dokładnie sprecyzować, no to te kruczki, te małe, takie, że no, niby okazja, super, a jak przyjdzie, co, do czego to się okazuje, że przez twój pokój, codziennie w samo południe, przebiega stado bawołów, highway, za oknem lotnisko, dworzec kolejowy, siedziba stacji Radia Maryja i nieistniejący Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze. A na samym końcu magiczne imię i nazwisko Wojtek Adamov i: w razie jakiś niejasności skontaktuj się z koordynatorem.
          Cóż, Wojtek nie okazał się jedyną osobowością Singla, jaką miałam zaszczyt i przyjemność spotkać, ale niewątpliwie zapadł mi w pamięci zaletą swą wielką, a jakże, posiadał takową, nie przyklejałam się, czego nie ośmielę się powiedzieć o szafkach w kuchni, chociaż nie tylko o szafkach… kleiłam się do kuchennego blatu, gazówki, pralki, lodówki, stołu w salonie, no i oczywiście podłogi. Ale później już było tylko, no właśnie? Lepiej?
- Nie zamienię się - Z lekką nieśmiałością powiedział do mnie kolejny mężczyzna. Normalnie dwa do zera dla Singla. Głęboki wdech i jeszcze głębszy wydech. Nie? Mam spędzić resztę swego holenderskiego żywota w jednym pokoju z Wojtkiem? Przecież on chrapie i masturbuje się na balkonie. Niech przyjdzie upragniony sen. Tylko myśl pozytywnie i nie płacz.
- No ok. Jutro po pracy przeniosę swoje rzeczy. Słodkich snów - Tę jakże dla mnie radosną nowinę poprzedziło ponownie delikatne pukanie do drzwi. Marcel uśmiechnął się i z wrednego buraka przemienił się w wybawiciela, gdyby nie był czarny, to nazwałabym go białą jutrzenką słodkiej pieśni. Ok dziewczyno, masz gdzie spać, łóżko masz, jurto idziesz podbijać robotniczą kartę w chińskiej fabryce ryżu i makaronu, zawsze mogłaś trafić na dwóch jednorękich bandytów, no i innych psychopatów, dewiantów i zboczeńców. Aha byłbym zapomniała… Wojtek.
         5.00. Ogarniam się. Powoli i najciszej jak potrafię ubieram się, nie chcę obudzić tego niedźwiedzia, marzę tylko o gorącej herbacie, nic nie jadłam od dwóch dni. Spoko, moim wałeczkom to nie zaszkodzi. Schodzę do salonu. Wita mnie Dawid. Magnetyczny głos rozrywa moje wnętrzności i szarpie rozgrzane do czerwoności ciało. Boziu… What the fuck?
-  Na którą do pracy? - Pyta nieśmiało.  
-  W sumie to nie mam pojęcia. Wojtek powiedział, że mam być gotowa 5.20.
-  A to burak. Sam wstaje na ostatnią chwilę. Kawał z niego chama - Na twarzy Dawida pojawia się złośliwy uśmieszek - Pójdę go obudzić! I zanim w sposób przekonujący i stanowczy wyrażę swój sprzeciw, Bóg wojny wybiega z salonu i kieruje się do jaskini niedźwiedzia. Potem słychać już tylko takie ,,jeb, jeb, jeb” i ,,Kurwa, ja pierdole, jebane coś tam coś tam”.
          Między nami nie było słów. Czułam, że Dawid był z siebie zadowolony, jakby co najmniej wychędożył trzy czwarte żeńskiego akademika. Skinął głową nonszalancko i uśmiechnął się, niczym mały złośliwy chochlik, który zrobił psikusa wielkiemu, głupiemu ogrowi.
           Mała Chinka o dziobatej, starej i wysuszonej twarzy powiedziała: Not now, not now. Came at 7 a clook. Ok? Ok ok, pomyślałam. Wróciłam na Singla. Jeśli jakimś cudem wytrzymam tu w tym małym domku na kurzej łapce, to jestem iron lady, z niepodważalną umiejętnością przeklinania we wszystkich językach świata, swoją drogą, ciekawe jak jest po chińsku kurwa?
            Punkt 1. Fabryka. 
Przywitała mnie Marta, hmm? Przywitała?
- Szybko, szybko. My tu pracujemy szybko. Liczy się szybkość. Musisz chodzić szybko, pracować szybko, myśleć szybko, szybko, szybko na hale. Aha. To jest Jola, ona Cię wszystkiego nauczy. Szybko, szybko  - Oj dziołcha, chyba się nie polubimy, pomyślałam.
- Pracujesz na godzinę, czy na akord? - Pytanie Jolki wydało mi się wtedy poważnym, dopiero później zrozumiałam, że to była ironia.
- Hmm? Na godzinę.
Jolka uśmiechnęła się, spojrzała na mnie spod okularów i powiedziała - No to powoli mała. Potem było kobieto. A potem to już było wesoło, no impreza jak się patrzy.
- Szybko chodzimy? Szybko pracujemy i szybko myślimy? Tak Ci powiedziała? - Jolka wybuchnęła śmiechem - Oj kobieto, niedługo się nauczysz nie tyle szybko chodzić i pracować, co z prędkością światła pukać się w czółko za każdym razem jak JAŚNIE WIELMOŻNA AAAAMEDEWERKER będzie próbowała szybko myśleć.
Jolka, chociaż na początku próbowałam mówić do niej Pani Julu, stała się dla mnie prawdziwą odskocznią od absurdów polskiej emigracji. Tego dnia zrozumiałam znaczenie słowa ,,polaczek”, później tych słów było już tylko więcej i więcej. Panią Jolę sama zainteresowana wielokrotnie wyśmiewała. Jola szybko wybiła mi tę ,,kwadraturę koła” z głowy.
- Pogięło Cię kobieto? Jolka jestem. Mam już 40-tkę, prawda to, mam, ale puknę Cię w dekiel, jak będziesz do mnie mówiła Pani. Jak tu się w niej nie zakochać?! I nie tylko w niej.
            Punkt 2. Singel. 
           Pierwszy dzień pracy był dla mnie nieokreślany. Nawet teraz, kiedy próbuję przypomnieć sobie związane z nim emocje, nie jestem w stanie. Może nie ma czego odtwarzać? Wróciłam do domu. Szybki prysznic w miejscu do tego absolutnie nieprzeznaczonym. Bałam się, że dziury w suficie wyskoczy coś dużego, oślizgłego i obrzydliwego. Ogarnij się dziewczyno, myślałam. Po popołudniowej toalecie… Nawet teraz, kiedy piszę te słowa japa mi się śmieje! Toalettttaaaa, postanowiłam posprzątać ten przybytek, nie z czystej empatii, czy miłosierdzia, ale aby się wkupić w łaski i niełaski mieszkańców.

2 komentarze:

  1. Great story!!!... Girl!
    poza fragmentem o pierogach, nieautoryzowane szachrajstwa i pomówienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Want moreeeeeeeeeeeeeeeeeeeee:))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń